Partie polityczne roztrwoniły już 1 mld zł!


W zeszłym roku minęło dziesięć lat od przyjęcia fundamentalnej modyfikacji systemu finansowania partii politycznych. Zmiana polegała na przyznaniu największym ugrupowaniom środków publicznych z budżetu państwa. Warto więc przy tej okazji prześledzić koszta reformy oraz przedstawić rachunek zysków i strat.

Jako podatnicy finansujemy partie polityczne w dwojaki sposób poprzez subwencje oraz dotacje. Subwencje wypłacane są każdego roku w czterech równych, kwartalnych ratach. Ich wysokość, ustalana każdorazowo po wyborach, wynika z liczby zdobytych miejsc w Sejmie. Im więcej mandatów tym większa subwencja. Oprócz ugrupowań parlamentarnych subwencje otrzymują również partie, które w wyborach do Sejmu uzyskują poparcie co najmniej 3% ważnie oddanych głosów. Jak obrazuje wykres poniżej wysokość subwencji przekazywanych od 2002 roku stale wzrastała aż do 2011. W tym okresie przekazaliśmy partiom politycznym ponad 773 mln zł.

Do tej sumy należy doliczyć dotacje, które otrzymują partie za każde miejsce zdobyte w Sejmie lub Senacie. Dotacje są wypłacane jednorazowo po wyborach i stanowią zwrot kosztów kampanii wyborczej (2001: 42 mln zł, 2005: 102 mln zł, 2007: 74 mln zł). Po uwzględnieniu kampanii wyborczej z 2011 roku łączna kwota środków finansowych przekazanych partiom politycznym przekroczyła 1 mld zł!

Czy stać nas na taki luksus? Zdania politologów są podzielone. Część z nich uważa, że obecny system finansowania partii politycznych zwiększa społeczną kontrolę, przeciwdziała korupcji i stabilizuje system partyjny. Z kolei niektórzy specjaliści podkreślają, że jego skutkiem jest tzw. zabetonowanie sceny politycznej i brak alternatywy dla dwóch partii dominujących, Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości.

Kto ile dostał? O dziwo na pierwszym miejscu ugrupowanie „reprezentujące” interes najuboższych.

Oprócz tego, że system znacząco obciąża podatnika, nie podlega rygorystycznej kontroli. Partie polityczne praktycznie dowolnie gospodarują przekazywanymi im środkami publicznymi. Ustawa nakłada nań obowiązek przeznaczania corocznie od 5 do 15% środków, jakie uzyskują z tytułu subwencji, na Fundusz Ekspercki, z którego powinny być finansowane ekspertyzy prawne, ekonomiczne czy socjologiczne. Mimo to, jak wskazuje praktyka, trudno wyegzekwować ten obowiązek. Co więcej, nie przekłada się on na jakość tworzonego w Rzeczpospolitej prawa. Zamiast tego mamy do czynienia co kampanię wyborczą z festiwalem szastania publicznym groszem na produkcję i emisję kosztownych spotów telewizyjnych. Ostatnie propozycje związane z podwyższeniem kwot na fundusze eksperckie spotkały się z krytyką posłów PiS i PSL, którzy argumentowali, że będzie się to wiązało z (sic!) ograniczaniem demokracji.

Co więcej, uchwalony przez 11 laty model subwencji zaburza uczciwą konkurencję pomiędzy partyjnymi a niepartyjnymi komitetami wyborczymi. Szczególnie widoczne jest to w samorządowej kampanii wyborczej, kiedy ugrupowania ogólnokrajowe skutecznie eliminują z gry komitety lokalne i regionalne, wykorzystując środki finansowe przyznane im z tytułu posiadania reprezentacji parlamentarnej. O tym jak niesprawiedliwy jest to system przekonuje się co cztery lata Ruch Autonomii Śląska. Ograniczenie konkurencji wynika z naruszenia jednej z zasad gwarantujących rywalizacyjność wyborów: równości szans w zakresie agitacji wyborczej.

Zatem powtórzę pytanie. Czy stać nas na taki luksus?

Dodaj komentarz