Mit odwiecznej polskości Śląska do lamusa


Wielokrotnie narażałem się i raczej dalej będę narażał się zwolennikom „odwiecznej polskości Śląska”. Gwoli ścisłości byłym również zażartym przeciwnikiem „odwiecznej niemieckości Śląska”, jeśliby kto próbował w przestrzeni publicznej takim wyrażeniem operować. O ile mi wiadomo nie ma to miejsca, bowiem dla współczesnego Niemca nasz region to prowincja umarła, na którą upadła po 1945 roku płyta nagrobna. W związku z tym zadanie polegające na demitologizowaniu dziejów Górnego Śląska dotyczy obecnie demontażu owego narodowego balastu po polskiej stronie. Proces ten polega nie na depolonizacji, jak chcieliby nam wmówić polscy nacjonaliści, ale na demontażu, uwiązanego do naszego górnośląskiego balonu, ładunku nam przymusowo doczepionego. Na ów ładunek składa się zestaw konkretnych mitów ale i cały schemat interpretacyjny, który został nam przydzielony, po to abyśmy my, Górnoślązacy, nie odlecieli czasem od jedynej słusznej wersji. Choć pewne kroki w tym zakresie już poczyniono -wydano w zeszłym roku monumentalną historię Górnego Śląska- wciąż pozostaje jeszcze wiele do zrobienia, aby nasza historia historią była, a nie pozostawała w sferze narodowego wyznania wiary.

Bardzo często ze strony prawicowo-narodowych polityków i publicystów padają pod adresem śląskich regionalistów oskarżenia o zdradę Rzeczpospolitej. Są to tezy żałośnie uzasadnione. Nie można bowiem potwierdzać zaprzaństwa Ślązaków, odwołując się do złych emocji. Te uwalniane są poprzez nawiązywanie do bolesnych składników tożsamości historycznej standardowego mieszkańca Polski centralnej (byłej Kongresówki). Zabieg czysto intencjonalny do perfekcji opanowali nacjonaliści zarówno spod szyldu ONR jak i ci w białych kołnierzykach. W sposób wyjątkowo cyniczny śląskie organizacje regionalne i ich działalność etykietują hasłami: „ukryta opcja niemiecka”, „volksdeutsche”, „rozbiory”, „secesja”, „rozbicie dzielnicowe”. Wzbudza to wśród potomków mieszkańców Kongresówki, Galicji czy nawet Wielkopolski jednoznacznie negatywne emocje. W tych regionach kultywowano etos walki o państwowość, dlatego z taką łatwością przychodzi tam wywoływanie irracjonalnego lęku o „jedność państwa”. Zaś w przypadku Ślązaków kategorie te nie tyle mają inne znaczenie (np. volkslista), co nie składają się na ich tożsamość historyczną (nie doświadczyli rozbiorów, bo nie brali udziału w I Rzeczpospolitej; nie partycypowali więc również w powstaniach narodowowyzwoleńczych XIX wieku). Czy można więc znaleźć nić porozumienia między Ślązakami a Polakami, jeśli z taką łatwością narodowa prawica manipuluje opinią publiczną Polski centralnej, napuszczając współobywateli na siebie.

Niezależnie od tego Ślązacy muszą kontynuować swoistą apostazję od napisanej dla nich, ale nie przez nich, historii. Muszą odrzucić mity, które narzucali im –i w dalszym ciągu chcą narzucać– polscy i niemieccy nacjonaliści. Muszą pozbyć się schematów interpretacyjnych, dzięki którym polskie i niemieckie państwo narodowe rozszarpało górnośląską wspólnotę regionalną.

Jednym z mitów, który nieustannie przewija się w napisanej dla Ślązaków historii jest mit odwiecznej polskości Śląska. Wiąże się z nim całkowicie fałszywy schemat interpretacyjny dziejów naszej krainy. Polega on na stosowaniu kategorii zaczerpniętych z realiów współczesnych do interpretowania faktów historycznych sprzed dwustu, czterystu, a nawet tysiąca lat. Chodzi mi o stosowanie pojęć „narodu”, „narodowości”, „polskości”, „niemieckości” do dziejów sprzed rewolucji narodowej, tj. do końca XVIII wieku. Powszechnym błędem jest mówienie o ludności zamieszkującej Śląsk okresu piastowskiego jako o Polakach czy o języku, którym się posługiwali, jako o polskim. Zupełnie nie do przyjęcia jest twierdzenie, że polskość Ślązaków została zachowana dzięki wierze katolickiej. Przecież jeszcze na początku XVII stulecia kraj był w całości protestancki. Absurdem jest pisanie, że Ślązacy żyli pod zaborami czy, jak ostatnio się dowiedziałem, pod okupacją pruską (sic!). Fałszowaniem historii trzeba określić te twierdzenia, które traktują rozwój ruchu polskiego na Górnym Śląsku jako fenomenu nieinspirowanego z zewnątrz. Co więcej, grzechem pierworodnym polsko-śląskiej historiografii stanowiła i stanowi bezrefleksyjna korelacja kryterium językowego i narodowościowego: klasyfikacja wszystkich osób posługujących się śląskim etnolektem do narodowości polskiej była i jest głębokim nadużyciem.

Kiedy mam okazję słyszeć farmazony typu: „Śląsk zawsze polski!” nachodzi mnie ochota złożyć donos do ambasady Republiki Czeskiej. Przecież to hasło jawnie nawołujące do rewizji granicy polsko-czeskiej. Nie chodzi tylko o czeską część Śląska Cieszyńskiego (tzw. Zaolzie), które już kiedyś zostało zajęte przez państwo polskie w hańbiących okolicznościach, ale również o Śląsk Opawski czy Karniowski. Warto zauważyć, że w tych dwóch rejonach mieszkają osoby deklarujące narodowość śląską (wg danych z ostatniego spisu powszechnego). Skoro Ślązak to zawsze Polak, dlaczego rząd polski nie wspiera tej ‘polonii’?

Mitowi odwiecznej polskości Śląska towarzyszy mit odwiecznej walki polsko-niemieckiej o Śląsk. Oba redukują historię naszego regionu do okresu Kulturkampfu i agitacji wszechpolskiej lub, będąc bardziej precyzyjnym, do okresu rywalizacji między niemieckim a polskim państwem narodowym. I tak ponadtysiącletnie dzieje Śląska zostają zawężone do okresu z lat 1871-1945. Oczywiście w takiej perspektywie nie ma mowy o bogatym dziedzictwie czeskim. Dlatego w ramach przypomnienia zamieszczam poniżej mapę ziem Korony Czeskiej, do której nasza kraina należała w swej historii najdłużej, bo ponad cztery wieki (na żółto ziemie górnośląskie).

Ziemie Korony Czeskiej, w skład której wchodziły: Czechy, Morawy, Śląsk i Łużyce. Mapa autorstwa Josefa Pekařa. Na żółto oznaczono księstwa górnośląskie. Źródło: wikipedia.org

14 myśli w temacie “Mit odwiecznej polskości Śląska do lamusa”

  1. Jak mawia moja żona, która w tym roku ukończyła 70 lat. –

    „Najpierw Ślązaków germanizowali Niemcy, a po drugiej wojnie światowej przyszła tu Polska, i zaczęła polonizować.”

  2. zgadzam się ze wszystkim co autor napisał, oprócz jednego. Otóż śmiem polemizować z wyolbrzymianiem wpływów czeskich. Jak autor słusznie zauważył, Śląsk najdłużej był częścią korony czeskiej. Absolutnie nie znaczy to że był wtedy czeski! Korona czeska to nie Czechy. Była wtedy bowiem konfederacją wolnych państw. Śląsk będący częścią korony czeskiej a nie Czech, był praktycznie całkowicie suwerenny. Książęta śląscy płacili tylko czeskiej metropolii lenno, zachowując bardzo szeroką samodzielność. Sami Czesi notabene w tym okresie rozważali czy słusznym jest aby Śląsk w praktyce był niezależny, ale ostatecznie taki stan rzeczy utrzymali. Sprawa jest o tyle bardziej skomplikowana że korona czeska należała wtedy do jeszcze większego tworu, jakim było cesarstwo rzymsko-niemieckie. Którego stolica nawet przez jakiś czas była w Pradze. Władcy Czech oraz elity były całkowicie niemieckojęzyczne a językami urzędowymi była równorzędnie łacina i niemiecki. TAK WIĘC MÓWIENIE O SILNYCH WPŁYWACH CZESKICH TO JUŻ CAŁKOWITA BZDURA. BO BYŁY TO WPŁYWY NIEMIECKIE A NIE CZESKIE. CZESI OCZYWIŚCIE OSIEDLALI SIĘ WTEDY NA ŚLĄSKU, bo granicy praktycznie nie było. Dokładnie jak dziś w Unii europejskiej. Ale oni też w większości mówili wtedy po niemiecku. Na pewno jakieś wpływy czeskie były bo do dziś język śląski zawiera sporo słów czeskich czy raczej morawskich. Niemniej jednak związek z kulturą niemiecką był przez cały ten okres zachowany i wpływ tej kultury był większy niż kultury czeskiej.

    1. Wpływu czeskiego bym nie lekceważył, dokumenty też były wydawane z wyraźnym wpływem czeskim. I dużo twardo zakorzenionego słownictwa śląskiego ma pochodzenie Czeskie: galoty, ryma, pozór, kery, nerwować, anioł, kabza, przeca. Wpływy lechickie sięgają też dużo dalej w głąb dziesiejszej Republiki Czeskiej niż historyczne granice Śląska. Po przyłączeniu do Prus, dopiero administracja pruska wyrugowała wpływy czeskie z urzędów. Jak by nie patrzeć Koronie Czeskiej zależało bardziej na Śląsku niż Polsce. Śląsk z Czechami poszedł za zachodem, a Polska kulturowo na wschód.

    2. Spotkałem się z informacjami, że Ślązacy genetycznie są Morawianami. Nie można zatem mówić o wpływach czeskich(de facto morawskich), ale o tym, co pozostało z kultury i języka Morawian na Górnym Śląsku

  3. to brzmi jak kompleks. jestem ze śląska. i piszę się z małej litery. nie popieram separatyzmów. nawet własnych.

      1. bardzo niegrzeczna odpowiedź. doczytałam. z uwagą. separatyzm, o który mnie zapytano jest widoczny w przyczynkach. o czym wszem wiadomo. w pracach instytutu podkreślono właśnie istotę i znaczenie regionu. zwróćmy również uwagę na inne tendencje, np. na antagonizowanie zapisu, dialektywności gwary; jeszcze nie języka. proszę mi wybaczyć, ale niezrozumienie moich zdań, nie jest powodem, by sugerować mi niedoczytanie.

    1. @Ewa Olejarz – Nazwy krain kulturowych (geograficzno-historycznych) i grup etnicznych piszemy dużą literą, czyli: jestem Ślązakiem ze Ślaska.

  4. Jedną z sympatycznych rzeczy charakteryzujących śląską tozsamość jest brak fobii antyniemieckiej ale pozytywny stosunek do niemieckiej kultury i językai traktowania relacji polsko – niemieckich jako „1000 lat zmagania”. Gwoli prawdy nie tylko na Śląsku tak jest – podobnie w Galicji gdzie czasy Monarchii wspomina się dobrze (to chyba, że ktoś przyjezdny albo zza… linii Curzona) ale już nie w Wielkopolsce, która ma także obsesję w tej materii lecz motywowaną innymi czynnikami niż tzw. Kongresówka. Sąsiedztwo z rozmaitymi państwami niemieckimi było ważnym czynnikiem rozwoju a przybywanie niemieckich osadników (którzy szybko się polonizowali mentalnościowo uznając nowy kraj za swą Ojczyznę choć często zachowali jezyk) miło kontrastuje z najazdem przbyszy z Kongresówki czy podobnych, którzy często zachowywali się jak w podbijanej kolonii nie chcąc znać jej historii ale podbite ziemie eksploatować bo nad Wisłą żeżalrli wszystkie rozumy i cały przydział cnoty wszelakiej dla Europy Środkowej.
    Antyniemiecka paranoja jest wpisana w mentalność XIX polskiego nacjonalizmu i związana z mitem „słowiańskiej jedności i wspólnoty” – polscy nacjonaliści, choć zęby zaciskali, współpracowali gorliwie z carem – królem Polski (warto o tym pamiętać, iż posiadał on taki oficjalnie uznany tytuł) przed I wojną światową i w jej trakcie licząc zarówno na wdzięczność braci Słowwian jak i na nabytki terytorialne dla KOngresówki na Zachodzie. Przypominam tę sprawę dlatego, iż to wtedy pojawił się „mit ukrytej opcji”, którą II wojna tylko spotęgowała (wobec Stalina, który wymordował równie wielu mieszkańców II RP a do tego odebrał terytoria takich wobi nie ma – „wykupił się” prezentem Ziem Zachodnich w Jałcie? Polskim nacjonalistom nie przeszkadza, iż ich gruziński sojusznik stawia Stalinowi pomniki – za to się czepiają E.Steinbach, która nazistom takich pomników jednka nie stawia). Antyniemieckie fobie były przez cara w Kongresówce podsycane na 20 lat przed wybuchem wojny, dlatego Sienkiewicz spokojnie mógł nasmarować antyniemieckich słusznie i słowiańsko Krzyżaków, za to w Ogniem i Mieczem musiał się pilnować (sam był z resztą bliskich nacjonalistom poglądów). W takiej antyniemieckiej paranoi wychowano w Kongresówce trzy pokolenia a ręka w ręki szli endecy z carskimi nauczycielami.
    Dziś narracja polskiej historii jest zredukowana do losów Kongresówki a do tego w wariancie endeckim (dzielni Piastowie strzegący rubiezy i potem abusrdalne powstania) więc jak się to narracja przenosi na inne obszary – np.Śląsk zgrzyt jest potworny. Ciemne Bose Antki nie potrafią myśleć inaczej, że tu było inaczej (nawet teraz tak jest – w dzień rocznicy jednej z ważnych krwawych bitew Wielkiej Wojny gdzie mnóstwo Slązaków poległo za swego cesarza, oni zamierzają celebrować święto „heroicznej a skrwawionej powstańczej onucy dumnie powiewającej na wietrze” – taki mały symbol Kongresowkowego podboju i panowania nad pozostałymi ziemiami….
    Dlaczego Śląsk ma się tłumaczyć, by nie urazić Kongresówkowego „ego”, że mówiąc o Kaiserze lub autonomii nie mamy nic złego na myśli? że choć moze i nam przykro z powodu rozbicia dzielnicowego w średniowieczu czy rozbiorów 200 lat temu ale nie jesteście świąta krowa i nasza historia była inna (a na dodatek wam się zdrowo należało za to jak urządziliście własne państwo)..
    Jak długo „obolałości” historyczne Kongresówki i jej fobie (np. antyniemieckie) będą nie tylko „śmierdzącym jajem”, którego nie wolno tykać ale mają dodatkowo blokować budowanie dumy z odmiennej śląskiej tożsamości. Czas może zacząc mówić otwartym tekstem.

    1. komentarz troche nie na temat ale ja dziekuje galicyjokowi za ten glos. Niewielu Polakow ma tak szeroki poglad na to wszystko jak Galicyjok- szczegolnie co do wspolpracy polakow z Rosja- nalezaloby tu wspomniec ze wielu Polaków walczylo przeciw powstaniu styczniowemu- ze 10 razy wiecej ludzi wyemigrowalo dobrowolnie do rosji i na syberie niz zostalo tam zeslanych.
      Wazne jest wskazanie na fobie antyniemieckie w Rosji od konca XIX w- zastopowano kolonizacje niemiecka na Wolyniu i Ukrainie czarnomorskiej-w 1914 ewakuowano Niemcow z zachodnich gubernii ( w tym z Łodzi) jako potencjalncych agentow (w 1941 to juz Stalin doprowadzil do perfekcji wywalając Niemcow Nadwolzanskich do Turkiestanu i za Ural).
      I to pomimo ze sami carowie mieli niemiecka krew.
      A choc Galicja przeszla szkole austriackiej demokracji to zaowocowalo to takze bardzo prawicowym nastawieniem zarowno ukrainskich (twierdza „Swobody” Tiahnyboka itp) jak i polskich Galicyjoków (twierdza PiS).
      Ja nie mam wrazenia aby tradycje ck Monarchii mialy jakies wieksze przelozenie na mysl z tego rejonu. Chyba tylko w popkulturze szwejki, obesrane przez muchy za przeproszeniem portrety Franza Josepha, straussowskie walce i co ponadto?

      1. Każdy przechodzi takie pranie mózgu na jakie zasłużył…. Nic niestety w szerszej skali z dawnej Galicji nie zostało – i to fakt. Można dyskutować czy przyczyna to pranie narodowe mózgu w II RP – doświadczenia I i II wojny gdy do zachodniej Galicji przybyło mnóstwo emigrantów ze wschodniej części wraz z opowieściami. Szkoła dawnej Monarchii dobra ale… błędem było chyba oddanie władzy w Galicji Polakom w II XIX w. – zamienili prowincję w wylęgarnię nacjonalizmu i zabrali się za represje wobec Ukraińców, Łemków czy Żydów (nie krwawe ale dyskryminacyjne praktyki, które były represjami wersji soft). Czasy też nie sprzyjały – w końcu sam Najjaśniejszy Pan najbardziej był nienawidzony przez Niemców. Szkoda, bo póki do 1861 Wiedeń trzymał rękę na pulsie przeprowadzono i reformy agrarne i modernizację. Polskie ziemiaństwo, które kontrolowało lokalne władze od 1867 nie było zainteresowane ani przemysłem ani oświeceniem chłopów. Czy nie przypomina to czegoś? Już Kożdoń – wszak także dziecko Monarchii zauważył, że polski nacjonalizm służy manipulacji (i temu by „chłopskie dziecko pod ławką zrodzone tam pozostało”).

Dodaj komentarz