Koalicja Obywatelska


W 2014 roku w wyborach parlamentarnych na Węgrzech opozycja stworzyła jeden wspólny front. Pod szumną nazwą „Jedność” (węg. Összefogás) skupili się skorumpowani socjaliści, a także liberałowie i wszyscy ci, którzy nie zgadzali się na demontaż demokracji nad Dunajem. Ponieśli sromotną klęskę. Dziś scenariusz ten realizuje Koalicja Obywatelska, sojusz wyborczy Platformy Obywatelskiej i .Nowoczesnej.

Droga ku klęsce

Grzech pierworodny „Jedności” polegał na tym, że była partia rządząca, złożona z polityków o bardzo marnej reputacji, zdołała na swoich zasadach przyciągnąć do siebie praktycznie całą opozycję liberalną. Dokonała tego przy pomocy manipulacji i gróźb w stosunku do pozostałych partii, i emocjonalnego szantażu wobec niezaangażowanych w politykę naukowców, twórców kultury czy intelektualnych autorytetów. Tych ostatnich przekonano, bo odwołano się do ich obywatelskiego poczucia odpowiedzialności za losy państwa. „Demokracji węgierskiej trzeba bronić i zrobić to może tylko jeden wspólny front. Tylko jeden” – mówiono. Przyłączenie się nieskorumpowanych do skorumpowanych w walce o demokrację poskutkowało tym, że Fidesz umocnił się u władzy na kolejne lata.

Platforma Obywatelska – partia o reputacji równej marnej, jak madziarscy socjaliści ­– powiela węgierski scenariusz. Najpierw wykończyła .Nowoczesną. Potem upudrowała szyld. Teraz krzyczy o konieczności budowy wspólnego frontu przeciwko „państwu PiS”. Retoryka ta trafia w serca również tych, którzy, choć wcześniej niezaangażowani czynnie w politykę, chcą bronić Polski przed szaleństwem rządzących. Ludzie, którzy przez lata budowali swój autorytet, dają się dziś przekonać skompromitowanym politykom Platformy Obywatelskiej argumentem, że jeśli nie z nimi, to przeciw demokracji.

Śląska Partia Regionalna największym konkurentem PO

Jeśli do kałuży wlejemy czystą wodę, ta dalej będzie mętna. Dlatego klęska Koalicji Obywatelskiej zdaje się być oczywista. Trudniej oszacować jej skalę. Badania sondażowe wskazują na powrót do gry trzeciej siły. W Polsce to SLD, a na Śląsku regionaliści spod szyldu Śląskiej Partii Regionalnej. Ta ostatnia jest poważnym zagrożeniem dla instalowanej tu przez Jarosława Makowskiego wspomnianej Koalicji Obywatelskiej. Filozof, intelektualista związany ze środowiskiem Tygodnika Powszechnego, spadochroniarz, który na Śląsk przywędrował z Kutna, całkiem skutecznie realizuje budowę nowego projektu Platformy. Dba także o wizerunek „społecznika”, więc trudno go opisać w kategoriach partyjnego działacza. Nie mniej jednak skuteczne realizuje to co nakreślili mu koledzy-działacze w Warszawie. Do skompromitowanej PO dokłada kolejne komponenty, które pozwolą wyborcom osłodzić decyzję. Jako że to Śląsk oprócz lokalnych autorytetów, intelektualistów, nie może zabraknąć regionalnego komponentu – przede wszystkim działaczy Związku Górnośląskiego z prezesem Frankim na czele. To nie PiS, a Śląska Partia Regionalna, którą wspomnianemu Frankiemu nie udało się spacyfikować, jest w oczach Makowskiego największym konkurentem dla PO.

Na Śląsku w Śląskim jest alternatywa

Ci Węgrzy, którym daleko było do Orbana, a głosować na listę ze skompromitowanymi socjalistami nie chcieli, nie mieli wyboru. Zostali w domu. W Polsce i na Śląsku A.D. 2018 sytuacja jest nieco lepsza. Alternatywa jest. To Śląska Partia Regionalna, która może liczyć na kilkanaście procent poparcia w skali województwa śląskiego i ponad 20% w jego śląskiej części. Koalicja Obywatelska będzie starała zrobić wszystko, by konkurenta wykończyć. Czy to się uda? Szczerze w to wątpię. Tylko autorytetów-idealistów szkoda.

Koalicja Obywatelska, fot. Arkadiusz Gola | Dziennik Zachodni.